W oczekiwaniu na Oscary 2020
Niektórzy znowu poczują rozczarowanie decyzją członków Akademii. Jednak warto podkreślić, że wszystkie nominowane filmy możemy nazwać bardzo dobrymi produkcjami. Musimy pamiętać, że Oscary są amerykańską nagrodą filmową, która dba o interesy Hollywood – mówi dr Małgorzata Bulaszewska, kulturoznawca z Uniwersytetu SWPS.
Upragniony złoty rycerz
W latach 20. XX wieku Louis B. Mayer, zatroskany kondycją branży filmowej, na kolacji przygotowanej dla trzydziestu sześciu znajomych z towarzystwa wystąpił z pomysłem powołania akademii, której podstawowym zadaniem byłoby dbanie o interesy, a przede wszystkim prestiż i rozgłos przemysłu kinematograficznego. Kolacja założycielska amerykańskiej Akademii Wiedzy i Sztuki Filmowej (Academy Motion Picture Arts and Sciences) miała miejsce w styczniu 1927 roku, a pierwsze statuetki wręczono na majowej ceremonii w 1929 roku. Od tego czasu Oscar (oficjalna nazwa to Academy Award of Merit) stał się i, mimo upływu lat, jest nadal najbardziej pożądaną nagrodą w branży filmowej.
Nie tylko walory artystyczne
Obecnie już same nominacje, a zwłaszcza ogłoszenie krótkiej listy nominowanych, rozbudza emocje miłośników dziesiątej muzy. Zaraz potem zwycięzców zaczynają typować dziennikarze, krytycy filmowi, znawcy i amatorzy, także zakłady bukmacherskie. Niektórzy z nich po ogłoszeniu zwycięzców nie kryją rozczarowania decyzjami członków Akademii. Warto podkreślić, że już sama nominacja świadczy o wysokiej jakości produkcji. Jednak musimy pamiętać, że Oscary są amerykańską nagrodą filmową, która zgodnie z życzeniami pierwszych członków założycieli Akademii dba o interesy Hollywood. Istotne jest to, czy nominowany film może wpisać się w hollywoodzki punkt widzenia oraz na ile nominowana produkcja jest ważna dla środowiska w odbiorze społecznym i kulturowym.
Tegoroczna Gala, podobnie jak zeszłoroczna, nie będzie miała gospodarza ceremonii, który zabawi publiczność. Wyłoniono natomiast i podano do publicznej wiadomości czworo aktorów, którzy będą wręczać zwycięskie statuetki. Są to zdobywcy Oscarów 2019: Rami Malek, Olivia Colman, Regina King oraz Mahershala Ali.
Musimy pamiętać, że Oscary są amerykańską nagrodą filmową, która zgodnie z życzeniami pierwszych członków założycieli Akademii dba o interesy Hollywood. Istotne jest to, czy nominowany film może wpisać się w hollywoodzki punkt widzenia oraz na ile nominowana produkcja jest ważna dla środowiska w odbiorze społecznym i kulturowym.
dr Małgorzata Bulaszewska, kulturoznawca, Uniwersytet SWPS
92. Gala Oscarowa – przewidywania
W kategorii najlepszy film wszystko rozegra się pomiędzy dwoma obrazami. Irlandczyk jest epopeją zrealizowaną z myślą o amerykańskiej widowni, która zna historię swojego kraju. To film gangsterski, ale bliżej mu do klimatycznego Przeminęło z wiatrem. Przedstawia wydarzenia ważne społecznie w kulturze amerykańskiej. Jego mocnymi stronami na pewno są dobrze napisane i zagrane role, świetne dialogi i pierwszorzędna obsada. Na uwagę zasługuje także staranność w zachowaniu klimatu czasów, w których toczy się akcja filmu, łącznie z podkreślającą go muzyką.
Drugim poważnym kandydatem w tej kategorii jest Pewnego razu… w Hollywood. Obraz zrealizowany dla amerykańskiego widza zabiera nas do jednego z najlepszych okresów w historii Los Angeles. Można pokusić się o stwierdzenie, że film jest gloryfikacją blichtru Hollywood końca lat sześćdziesiątych. Służy temu wspaniała scenografia, kostiumy i muzyka. Jak to u Tarantino, możemy liczyć na wielowymiarowe dialogi. To obraz o produkcji filmów, przemijających modach, a przede wszystkim o bezwzględności branży filmowej. Jest zabawny, ironiczny, ale nie przebije poprzednich filmów Tarantino. Krytyka przemysłu filmowego wyłaniająca się zza sentymentalnej podróży w czasie może być balastem dla Akademii. Hollywood po przejściach związanych z ruchem #MeToo, podobnie jak w latach Mayera, potrzebuje wzmocnienia, nie autokrytyki.
Statuetka za najlepszą reżyserię może przypaść Toddowi Phillipsowi (Joker) za stworzenie mrocznego, okrutnego świata, niby nierealnego, bo przecież nie znajdziemy Gotham na mapie. Osadzony jest w stylistyce lat siedemdziesiątych z muzyką kontrastującą z nastrojem. Odrzucona jednostka wpływa na zachowania społeczne, doprowadzając do anarchii, a od niej tylko krok do rządów autorytarnych. Siłą rzeczy obraz wywołuje skojarzenia polityczne.
Joaquin Phoenix, odtwórca roli Jokera, to kandydat do Oscara za pierwszoplanową rolę męską. Jego postać przez cały film ewoluuje. Obserwujemy przeobrażanie się zagubionego i chorego psychicznie mężczyzny w mordercę. Joker jest tu inny, świeży, nie budzi sympatii, nawet nie mruga do nas okiem. Choć Phoenix czerpie pewne gesty, ruchy ciała swojego bohatera ze znanych nam już odsłon filmowych, to jednak oczywiste jest, że aktor włożył olbrzymi wysiłek w wykreowanie oryginalnej postaci Jokera. Miejmy nadzieję, że niechęć, jaką aktor demonstruje w stosunku do blichtru związanego z Akademią, nie wpłynie na jej decyzję.
Kandydatką w kategorii pierwszoplanowej roli żeńskiej jest Renée Zellweger, która zaskakująco dobrze kreuje postać Judy Garland w filmie Judy. Wspaniale śpiewa i gra. To, co przeszkadza w jej kreacji to charakterystyczny dla Zellweger grymas twarzy, który tak bardzo przypomina postać Bridget Jones, że utrudnia wejście w świat i historię Judy. Faworytką może być więc Charlize Theron. Za jej wygraną przemawia problematyka samego filmu (Gorący temat), bardzo ważna, ciągle aktualna, czyli ruch #MeToo. Istotna jest tu spójność, jaką wyczuwa się pomiędzy postacią graną przez Theron, a jej osobistymi poglądami i działaniami.
Najtrudniejszy dla członków Akademii może okazać się wybór najlepszego aktora drugoplanowego. Wszyscy nominowani (Tom Hanks, Anthony Hopkins, Al Pacino, Joe Pesci, Brad Pitt) świetnie odtworzyli swoje role. Wydaje się, że łatwiejszy będzie wybór najlepszej drugoplanowej roli kobiecej – może się nią okazać Laura Dern (Historia małżeńska). Pokazuje kunszt aktorski, kreując postać cynicznej prawniczki.
Parasite jest faworytem w kategorii filmu nieanglojęzycznego (międzynarodowego). Mówi o różnicach klasowych, ciągle obecnych w każdym społeczeństwie, a przez to współczesnych i istotnych dla odbiorców. Poza tym warto docenić ironiczne spojrzenie na podjęty temat, liczne plot twisty i powracające pytanie, kto tu jest tym tytułowym robakiem.
Boże Ciało, czy będzie Oscar?
Niewątpliwie polski kandydat do Oscara mógłby być uznany za wybitny, jednak pojawia się w nim kilka drobiazgów, które dają mu ocenę tylko bardzo dobrą. Co poszło bardzo dobrze? Po pierwsze Komasa nie ulega dość łatwej i populistycznej możliwości skrytykowania Kościoła. Pokazuje głębię losu człowieka, wielowymiarowość oraz dobro i zło tkwiące w każdym z nas. Po drugie mamy tu genialne pejzaże. Po trzecie widać dowartościowanie polskiej prowincji. Nie ma tu schematyczności w portretowaniu lokalnej społeczności. Jest ona zawzięta, uparta, ale brak jej agresji. Sportretowane postacie są złożone. Zwracamy uwagę na żonę kierowcy, gospodynię księdza proboszcza oraz głównego bohatera. Po czwarte, bez dwóch zdań, mamy do czynienia z wybitną rolą Bartosza Bieleni. Co zatem poszło nie tak? Film nie jest wolny od pewnych wad fabularnych. Scena, w której główny bohater wysiada z autobusu i idzie przez pole, a nie drogą, co byłoby logiczne. Fragment z rozdawaniem listów pod tablicą ze zdjęciami zmarłych jest sztuczny. Samo zakończenie jest zrealizowane, by być może otworzyć drogę do ewentualnego sequela. Film powinien kończyć się odrobinę wcześniej, a mianowicie, podczas sceny bójki i ostatecznego ciosu.
Dzieło Jana Komasy jest zbyt lokalne. Nie prezentuje generalnych i społecznych problemów, odnosi się tylko do naszej rodzimej wsi. I dobrze, bo takich filmów, zwłaszcza tak kunsztownie zrealizowanych, potrzebuje polska publiczność. Za nominację oscarową należą się twórcom filmu ogromne gratulacje. Nie traktujmy jej jako „nagrody pocieszenia”. Sama nominacja jest gwarancją jakości, z jaką widz ma do czynienia podczas seansu. Poza tym Boże Ciało ma silną konkurencję (Parasite czy Ból i blask), bardziej zrozumiałą dla odbiorcy amerykańskiego.
dr
Małgorzata Bulaszewska