Seriale kryminalne okiem kryminalistyka. O efekcie CSI
„Myślałem, że będzie jak w filmie”, „Jak to: ekspertyzy DNA nie da się zrobić w godzinę?!”, „No proszę państwa, przecież w serialu opinia biegłych była wydana natychmiast!”. Czy to monolog roszczeniowego petenta? Nie, to efekt Crime Scene Investigation (CSI), któremu ulegają fani seriali kryminalnych. Nie odróżniają filmowej rzeczywistości od prawdziwej pracy organów ścigania. Od śledczych żądają niemożliwego. Co na temat serialowego szaleństwa i efektu CSI mówi kryminalistyka?
Jak powstaje efekt CSI
Widzowie oszaleli na punkcie seriali kryminalnych. Telewizyjne produkcje o śledztwach prowadzonych w sterylnych laboratoriach i funkcjonariuszach korzystających z najnowszych osiągnięć naukowych, od badań DNA po szczegółowe analizy plam krwi, przyciągają wielomilionową publikę. Ich oglądanie dostarcza wyśmienitej rozrywki, nie pozostaje jednak bez wpływu na rzeczywistość. W widzach regularnie karmionych serialami kryminalnymi zaszczepia się nierealny obraz kryminalistyki.
To zjawisko doczekało się swojej nazwy – mowa o efekcie CSI (CSI effect), o którym zrobiło się głośno po emisji serialu „Crime Scene Investigation” (2000). Jego kolejne serie kręcono w Las Vegas, Nowym Jorku i Miami, a w „CSI: Cyber” śledczy walczyli z cyberprzestępczością i eksplorowali ukryte rejony globalnej sieci. Serial od kilkunastu lat gromadzi przed telewizorami miliony Amerykanów, ale i nie tylko – bije rekordy popularności na wszystkich kontynentach.
Nic dziwnego, widzowie autentycznie angażują się w rozwiązywanie skomplikowanych zagadek kryminalnych i z zainteresowaniem podglądają pracę laboratorium kryminalistycznego.
W serialach kryminalnych obserwujemy działania policjantów, które zawsze kończą się sukcesem wykrywczym. To wszystko wpływa nie tylko na wyobrażenia o kryminalistyce, lecz także o pracy policji: jej skuteczności oraz spektakularności i szybkości działania. Tutaj nie ma miejsca na porażki, są wyłącznie sukcesy. Ślady kryminalistyczne zawsze zostają ujawnione, zabezpieczone i zbadane, a sprawca, najczęściej zabójstwa, wykryty.
Moda na seriale kryminalne
Wraz z sukcesem serialu „CSI” pojawiło się interesujące zjawisko – moda na seriale kryminalne o kryminalistyce. Nauka stała się bohaterem produkcji telewizyjnych. Ich akcja często toczy się w ascetycznych laboratoriach (np. wszystkie odsłony „CSI”, „Agenci NCIS”). Widzowie śledzą prace antropologów i medyków sądowych (np. „Kości”, „Doktor G”) oraz działania profilerów (m.in. „Łowcy umysłów”, „Hannibal”).
Nie mniejszą popularnością cieszą się seriale dokumentalne i paradokumentalne o sprawach prawdziwych (np. „Real Detective”, „W11”, „Detektywi”) oraz kryminalne seriale historyczne („Tabu”, „Belle Epoque”). Od tych produkcji widz wręcz oczekuje, że będą oparte na faktach. Fikcja nie jest mile widziana, to kryterium prawdziwości jest najważniejsze. Stąd ich fabuła jest często osnuta wokół głośnych zdarzeń kryminalnych sprzed lat. Amatorzy seriali kryminalnych chcą wierzyć, że tak wygląda praca organów ścigania. Wyobrażenia często nie wytrzymują kontry z rzeczywistością, o czym łatwo się przekonać, śledząc poczynania choćby wymiaru sprawiedliwości w USA.
Wpływ seriali kryminalnych na pracę przysięgłych, prokuratorów i sędziów
Pierwotnie mianem efektu CSI nazywano potencjalny wpływ seriali kryminalnych na przysięgłych. W USA obawiano się, że przysięgli będą oczekiwać od policjantów pracy takiej jak w serialowych produkcjach. Zaczną wymagać od nich ujawnienia w toku postępowania wszelkich możliwych śladów kryminalistycznych, które – jak w serialu – niejako same powiedzą, co się wydarzyło. Gdyby tak się nie stało, mogliby być skłonni do uniewinniania oskarżonych.
To klasyczny efekt CSI, dotyczący oddziaływania seriali kryminalnych na wyobrażenia przysięgłych w systemie common law, w którym o winie oskarżonego decydują przysięgli, czyli zwykli obywatele. Bardzo trudno jednak zbadać, w jakim zakresie seriale rzeczywiście miały wpływ na decyzje członków ławy przysięgłych.
W toku dalszych badań nad wpływem produkcji telewizyjnych wykazano, że seriale, owszem, mogą oddziaływać na przysięgłych (tzw. strong prosecutor’s ), ale także na prokuratorów czy sędziów, którzy spodziewają się takiego właśnie wpływu filmów na innych uczestników procesu (tzw. weak prosecutor’s effect). Wpływ seriali kryminalnych może wreszcie dotyczyć także zwykłych ludzi, którzy mają „serialowe” wyobrażenia o pracy policji.
Czy seriale kryminalne edukują przestępców?
Seriale o pracy techników kryminalistyki bardzo popularyzują kryminalistykę jako naukę i wpływają na zainteresowanie studentów naukami sądowymi. Jeszcze nigdy praca funkcjonariuszy służb mundurowych nie wydawała się tak atrakcyjna. Bez wątpienia seriale kryminalne edukują – niestety także przestępców (tzw. police chief’s effect, czyli efekt szkoleniowy wobec przestępców).
Rzeczywiście, nie należą do rzadkości sprawy kryminalne, w których sprawca inspirował się filmem lub czerpał z niego informacje o tym, jak nie pozostawiać śladów – linii papilarnych czy swojego DNA. Takie oddziaływanie bywa także analizowane pod kątem tzw. copy-cat effect – czyli naśladowania przez przestępcę postaci z filmu. Niestety, historia kryminalistyki odnotowuje zdarzenia inspirowane filmami, takimi jak: „Krzyk”, „Milczenie owiec” czy „Batman”.
Efekt CSI a nierealne oczekiwania wobec policji
I jeszcze jedno potencjalnie negatywne odziaływanie. Seriale kryminalne kształtują oczekiwania zwykłych ludzi. Gdy ci stają się ofiarami przestępstw, zaczynają mieć nierealne oczekiwania względem pracy policji. Bywają zawiedzeni, że „nie jest jak w filmie”: nie tak szybko, nie tak efektownie, niejednokrotnie sprawca przestępstwa w ogóle nie zostaje schwytany.
W tym kontekście w Polsce można mówić o tzw. efekcie W11, co jest nawiązaniem do popularnego polskiego serialu. Jego widzowie oczekiwali, że policja będzie działała „szybko i wykrywczo”. Rozczarowanie pracą służb mundurowych i związany z nim możliwy spadek poczucia bezpieczeństwa rodzi poważne . Ludzie tracą zaufanie do policji, boją się, że sami staną się ofiarami (obawa wiktymizacji), nie zawiadamiają organów ścigania o zdarzeniach kryminalnych.
Popularność treści kryminalnych w mediach jest niekwestionowana. Opinia publiczna wręcz domaga się informowania jej o zabójstwach i innych przestępstwach przeciwko życiu i zdrowiu.
Czy w tym zjawisku można doszukiwać się także pozytywów? Wspomniany już serial „W11” był osadzony w polskiej rzeczywistości, nawiązywał do spraw prawdziwych, kreował też pozytywny wizerunek policji, co może powodować większe zaangażowanie społeczne. Można to traktować jako działania z zakresu profilaktyki przestępczości. Dostają pewne wskazówki, co zrobić, gdy sami będą musieli wejść w jedną z ról: świadka, ofiary lub jej bliskiego. Choć akurat w tym przypadku lepiej, by ciężar edukacyjny wzięły się na siebie kampanie społeczne.
Poza tym seriale kryminalne w pewnym stopniu podnoszą świadomość prawną, zwłaszcza w obszarze zapobiegania przestępczości. Z ekranu widzowie dowiadują się, czym jest oszustwo na wnuczka czy przestępstwo seksualne w cyberprzestrzeni. Poznają nowe rodzaje przestępstw, o których istnieniu nie mieli wcześniej bladego pojęcia. Ale też karmią się wieloma mitami, czego nie zawsze są świadomi.
MIT 1: zabójstwa seryjne są powszechne
Często jednak zapominają, że rzeczywistość serialowa, choćby najwierniej przedstawiona, nie odzwierciedla w stu procentach realiów. Zdarzenie pokazane w serialach i filmach kryminalnych jest najczęściej bardzo poważne. To zabójstwo niejednokrotnie dokonywane przez seryjnego mordercę działającego ze szczególnym okrucieństwem czy spektakularne porwanie. W mediach mówi się o nich najwięcej, choć statystycznie zdarzają się one najrzadziej. Zjawisko to nazywamy odwróconą piramidą przestępczości.
Jednocześnie w serialach kryminalnych praktycznie nie występują przestępstwa dokuczliwe w zwykłym życiu, ale niezwiązane z przemocą, jak choćby drobne kradzieże. Albo te, które na ekranie telewizora nie prezentują się widowiskowo – jak przemoc w rodzinie, przestępstwo powszechne i zarazem poważne, o istotnych konsekwencjach społecznych. Dużo większym zainteresowaniem cieszą się natomiast niezwykle rzadkie zabójstwa seryjne.
Przyczyn należy szukać właśnie w serialach kryminalnych, atrakcyjnych produktach kultury masowej, które wykreowały mit „seryjnego sprawcy” i „genialnego policjanta”. Ten drugi oczywiście ściga pierwszego, bywa jednak, że role zostają zamienione – sprawca robi coś dobrego, a policjant łamie prawo. Albo sam staje się zabójcą, który zabija innych złych ludzi… (jak w serialu „Dexter”).
Te historie przyciągają wielomilionową publikę, choć jest mało prawdopodobne, aby zdarzenia miały jakikolwiek związek z rzeczywistością. Z perspektywy kryminalistyka w serialach najważniejsze jest płynące z nich przesłanie: nie ma zbrodni doskonałej. Są tylko sprawy (jeszcze) niewykryte.
MIT 2: nowoczesne technologie w serialu kryminalnym lepsze niż w rzeczywistości
Widzowie łatwo ulegają złudzeniu, że serialowi bohaterowie posługują się najnowszą technologią, a dostępny sprzęt jest supernowoczesny. Tymczasem sprzęt do ujawniania i badania śladów wcale nie jest taki innowacyjny, za to kojarzy się z naukowością. Mikroskop musi wyglądać jak mikroskop, a ślady jak ślady. Widz musi wiedzieć, o co chodzi. Stąd też dużo uproszczeń na ekranie.
A prawda jest taka, że możliwości współczesnej kryminalistyki bywają nawet większe niż w serialach. Przykład? Możliwości genetyki sądowej znacznie przewyższają możliwości pokazane w serialach, gdzie zwykle następuje identyfikacja na podstawie trafienia w bazie DNA.
MIT 3: wyniki badań w 45 minut
Jeśli chodzi o czas, to tylko w serialach można tak szybko prowadzić sprawy – w 45 minut. Tam policjanci nie tracą wielu godzin na wypełnianie dokumentacji. Nie ma kolejek w laboratoriach wykonujących ekspertyzy. Wszyscy mogą pracować nad jedną sprawą. Uproszczenie perspektywy czasowej także wpływa na oczekiwania społeczne. „Jeśli w telewizji zrobili to szybko i się dało, dlaczego ja muszę tyle czekać?” – może zapytać widz. Wiele razy spotkałam się z opiniami policjantów, prokuratorów, a także biegłych, że strony postępowania karnego miały „serialowe” oczekiwania: w serialu coś się dało, badanie trwało krócej, coś było lepsze. W tej konkurencji z czasem nie mamy żadnych szans.
Za sukces można poczytywać to, że nawet mimo upływu wielu lat udaje się sprawy rozwiązać. Po 18 latach nastąpił przełom w sprawie głośnego zabójstwa Iwony Cygan. Dopiero w 2017 r. doszło do pierwszego zatrzymania w sprawie okrutnie zamordowanej w 1999 r. krakowianki (jej wypreparowaną skórę znaleziono w Wiśle). Niewyjaśnionymi zbrodniami sprzed lat zajmuje się specjalna komórka policyjna – Archiwum X.
Trzeba wspomnieć, że w badaniach nad serialami wskazano także na możliwy „CSI effect” effect’. Czyli seriale wpływają na nas, bo rozmawianie o produkcjach telewizyjnych taki wpływ wykreowało… Cóż, warto dalej badać złożony wpływ mediów na zachowania ludzi w kontekście seriali kryminalnych i przestępczości. Nie należy jednak przy tym zapominać, że seriale kryminalne są przede wszystkim świetną rozrywką i to dlatego nadal cieszą się tak dużą oglądalnością.
O autorce
Joanna Stojer-Polańska – kryminalistyk. Bada ciemną liczbę przestępstw – wykroczeń, które nie są objęte przez statystyki kryminalne wskutek nieujawnienia ich przez organy ścigania. Zajmuje się analizą przypadków zgonów, przy których możliwe są różne wersje śledcze: zabójstwo, samobójstwo lub nieszczęśliwy wypadek. W ramach konkursu eNgage Fundacji na rzecz Nauki Polskiej realizowała projekt „Kryminalistyka, czyli rzecz o szukaniu śladów oraz zwierzętach na służbie”. Jest współautorką interdyscyplinarnej publikacji „Samobójstwa. Stare problemy. Nowe rozwiązania” (2013).
Na katowickim wydziale Uniwersytetu SWPS prowadzi zajęcia poświęcone aspektom kryminologicznym i kryminalistcznym ciemnej liczby przestępstw.